"Rejs Czarnogóra" 2009'


Kolejny już raz Trzcianeccy żeglarze oraz amatorzy słonych wód z zaprzyjaźnionych klubów wyruszyli podbijać Adriatyk. Tym razem obraliśmy kurs na wody Czarnogórskie.

17 kwietnia nasza 44 osobowa ekipa załadowała się do autokaru by po 30 godzinach jazdy przez cały nasz piękny kraj, a dalej przez Czechy, Słowacje, Węgry, Słowenie aż dotarliśmy Dubrovnika w Republice Chorwackiej, by tam w marinie ACI zaształować w końcu nasze bagaże na jachtach.
Po rozlokowaniu się na pięciu jednostkach wybraliśmy się zwiedzić stare miasto, które po zmroku robi piorunujące wrażenie.
Z nastaniem świtu, oddaliśmy cumy i muringi, po czym popłynęliśmy jeszcze na odprawe celną w Dubrowniku. Następnie obraliśmy kurs na pełne morze by po kilku godzinach bujania na niemałej fali, postawić swe stopy już na ziemi Montenegro.

czarnogora_107Pierwszym portem i zarazem miejscem odprawy celnej była Zelenica, gdzie zostaliśmy internowani bo celnicy poszli już sobie do domu, tak więc spędziliśmy noc na jachtach, bez możliwości wzięcia prysznica, za to pod czujnym okiem 2 policjantów.
Kolejnego ranka, z nowymi pieczątkami w paszporcie, wpłynęliśmy w końcu do najpiękniejszego rejonu czarnogórskigo wybrzeża, czyli Boki (zatoki) Kotorskiej. Sam Kotor przywitał nas fantastyczną, śródziemnomorską kuchnią, przyklejoną do pionowej ściany, wysoką na ponad 100 metrów ścieżką po „chińskim murze” i oczywiście brakiem prysznicy, bo te otwierają dopiero w czerwcu.
Po nocy w Kotorze i ostatnim spojrzeniu na miasto znów wypłynęliśmy na lazurowe wody zatoki otoczonej pionowymi, wapiennymi masywami gór. Opuściliśmy zatokę i wyruszyliśmy do Budwy. Do portu wpłynęliśmy późnym wieczorem i okazaliśmy się chyba pierwszymi żeglarzami w tym roku, dlatego mieliśmy prawie cały port do własnej dyspozycji. Wszyscy zarzuciliśmy więc ręczniki na szyję i ruszyliśmy w stronę budynku który miał być łazienką, i ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się że w rzeczy samej są to łazienki, ale są one otwierane dopiero o ósmej rano. Ruszyliśmy podbijać miasto. Za bramą miejską zobaczyliśmy stały widok bałkańskich miasteczek, czyli wąskie uliczki wyłożone wyślizganymi kamieniami i domy z tego samego materiału pokryte czerwoną dachówką. Największą atrakcją miasta jest spacer po murach które je okalają. Co prawda w nocy mury są oficjalnie zamknięte, ale niskie bramki nie powstrzymały naszego głodu doznań i ciekawości świata. Po wycieczce czarnogora_102zorganizowaliśmy małe szantowisko na jachcie Tiha, w całości opanowanym przez członków HOW. Rano kolejny sprint to łazienki... i ... krótka informacja od pracowników portu, że „łazienki faktycznie są otwierane o 08:00, ale będą czynne dopiero w czerwcu”. Od tego czasu już nawet nie kłopotaliśmy się szukaniem portowych sanitariatów i po prostu regularniej uzupełnialiśmy wodę kąpiąc się w łazience na jachcie.
Z Budwy wypłynęliśmy około południa i po podniesieniu żagli ruszyliśmy w kierunku Baru. W Barze kolejna wycieczka do starego miasta, aby nie tracić czasu postanowiliśmy dojechać do niego taksówkami, ale... po dotarciu, a było to około godziny 21:00, okazało się że na bramie starego miasta wisi wielka kłódka, gdyż nawet stare miasto było otwierane o godzinie 08:00 ;P. Spacer po mieście i rozmowy z tubylcami oraz kolejna degustacja lokalnej kuchni zrekompensowały nam jednak gorycz pozornie niepotrzebnej wyprawy.
Bladym świtem opuściliśmy Bar i z kursem 140 ruszyliśmy w kierunku Ulcinj. Krótkie spojrzenie na miasto i już na półwietrze w sile około 4 ruszyliśmy w drogę powrotną na N. Na wysokości Baru odebraliśmy komunikaty o niebezpieczeństwie, którym tym razem była pływająca dokładnie na naszej trasie mina morska, najprawdopodobniej jeszcze z czasów drugiej wojny światowej. Już w nocy w prawie absolutnych ciemnościach, bo jedyne promienie światła sączyły się z oświetlenia elektroniki pokładowej i GPS-a stojącego na stole nawigacyjnym, ominęliśmy potencjalne zagrożenie w odległości dwóch mil morskich. Osmagani chłodnym wschodnim wiatrem, lepkim wilgotnym powietrzem i otuleni miękkim, czerwonym światłem logu wpłynęliśmy do Herzeg Novi, przedostatniego postoju na naszej trasie. Po wieczornym spacerze nie pozostało wiele czasu na sen, a mimo to wstaliśmy wczesnym rankiem i w porannym świetle wykonaliśmy serię grupowych zdjęć, całą naszą 44-osobową ekipą oraz załogami poszczególnych jachtów.czarnogora_115 Po czarnogora_116sesji wyruszyliśmy na ostatni już przelot z postojem na odprawę celną w Zelenice. by ostatecznie powrócić do naszego portu macierzystego w marinie ACI w Dubrowniku. W Dubrowniku kolejna odprawa, i kolejna pieczątka w paszporcie (ostatecznie każdemu przybyły aż cztery!) a później cumowanie, czas na zakup ostatnich „pamiątek” i pora na wieczór kapitański.
Rano zapakowaliśmy się ponownie do autokaru, posprzątaliśmy jachty i obraliśmy ostatni w tej wyprawie, trzydziestogodzinny, kurs na dom i 26 kwietnia wszyscy stanęliśmy znów na tym samym parkingu w Trzciance z którego, wydawało by się ze już tak dawno, wyruszyliśmy.

Z wyprawy, nawet mimo kilku awarii sprzętu i bardzo zróżnicowanej pogody, wszyscy wrócili pełni wspaniałych wspomnień, nowych doświadczeń i wspaniałych zacieśnionych przyjaźni, bo nigdzie indziej ludzie tak się ze sobą nie wiążą jak na morzu.
Poza tym kilkoro z nas dorobiło się patentów ISSA i może w przyszłym roku popłyną w kolejne rejsy już jako skiperzy. Wszyscy planujemy już kolejny rejs, najlepiej takim samym składem bo jak napisał Andrzej Korycki „ ... życie jest jak rejs i choć istotne dokąd gnasz, to najważniejsze w odpowiedniej być załodze...”
/P.Czechowicz/